Każdego z nas (mam taką nadzieję) chociaż kilka razy w życiu uderzyła świadomość bycia w odpowiednim miejscu i czasie oraz słuszności podjętych wcześniej decyzji, które nas do tego miejsca w tym właśnie czasie doprowadziły. Są to takie momenty, które chce się zapamiętać, zapisać na kilku twardych dyskach i móc do nich wrócić po ciężkim dniu.Nowa Zelandia stała się dla mnie symbolem takich momentów. Kolekcjonuję te chwile i zapisuję gdzieś z tyłu głowy i z dnia na dzień przekonuję się, że podjęta przez nas decyzja była najlepszą z możliwych. Nie zamieniłabym tych miesięcy spędzonych w podróży i często niewygód z nią związanych na poznańską codzienność i wygodne życie, jakie dane nam było prowadzić. Nowa Zelandia jest krajem tak przyjaznym (poza cenami:)) turystom i tak wygodnym do podróżowania, że doświadczanie tego miejsca samo w sobie wywołuje takie refleksje. Kilka godzin spędzonych w autobusie z książką, muzyką w uszach  i widokami za oknem – przesiadka w miejscu o którym nawet nie słyszałam, a okazuje się mieć cudowną kawiarnią w starym budynku dworca kolejowego, gdzie serwują przepyszną kawę i lody (nawet o smaku savinion blanc – nie było jednak nam dane ich skosztować, bo tego dnia już wyszły… :)) oraz faszerowane paje.

Dosłownie kilkanaście minut spędzonych w oceanie wśród dzikich delfinów. Kilka godzin spędzonych w oceanie na desce serfingowej i nieustające próby połapania się – jak to zrobić, żeby wstać szybko, za jednym razem i popłynąć z falą choć przez kilka sekund. Jak już się uda, śmiejesz się na głos jak dziecko i próbujesz popłynąć jeszcze dłużej.

Popołudniowa drzemka w namiocie na szlaku, z której wybudzasz się ze świadomością, że właśnie realizuje się jedno z Twoich marzeń i że może trwać jeszcze kilka miesięcy, a Sylwestra przyjdzie Ci spędzić w górach, przy ognisku nad rzeką, pod rozgwieżdżonym niebem z ludźmi, którzy cieszą się tą niezwykłą chwilą tak samo jak ty.

Te momenty szczęścia to nie tylko obcowanie z naturą, ale również pokonywanie własnych słabości, nabywanie umiejętności, świadomość że człowiek spotkany na szlaku, który jeszcze wczoraj był Ci zupełnie obcy już jest Twoim dobrym znajomym a za kilka wspólnie spędzonych dni może i przyjacielem. Śmianie się do rozpuku po nieprzespanej nocy i ewakuacji z namiotu będącym jednocześnie łóżkiem wodnym (przecież nic nam nie zmokło i jest o czym na blogu pisać :)). Leniwe grillowanie z kilkoma wariatami poznanymi kilka tygodni wcześniej, z którymi jakoś nie możesz się rozstać i co jakiś czas (raczej nieprzypadkowo) spotykasz ich w kolejnych miejscach na mapie nowozelandzkich podróży. Kilkanaście minut spędzonych w hamaku z książką i lampką wina w ciepłym jeszcze świetle zachodzącego słońca; co raz to piękniejsze zachody słońca, z których każdy kolejny wydaje się być tym najpiękniejszym, jaki dotychczas dane Ci było zobaczyć.

Ulotność tych chwil jest nieunikniona, ale jak tylko dopada mnie ta świadomość, muszę zatrzymać się na chwilę, żeby sobie uzmysłowić, jakie mam niesamowite szczęście, że mogę tu być i każdego dnia robić to na co sprawia mi tyle radości i czuć się z tym tak niesamowicie dobrze! Trudno wszystkie te momenty czasami wyłapać, ale oby takich chwil jak najwięcej, czego sobie i Wam życzę!:)

Share This: