Corner Of The Earth

"Najgorzej jak się komuś coś wydaje"

Z życia WORKAWAYowca…

Podróżowanie z niskim budżetem wiąże się z koniecznością połączenia przyjemności z nieustannym oszczędzaniem środków na dalszą trasę.

Po dwóch miesiącach tułania się po szlakach i polach namiotowych Nowej Zelandii przyszła pora na podreperowanie budżetu i nadrobienie zaległości na blogu. Za pośrednictwem http://www.workaway.info postanowiliśmy wykorzystać możliwość otrzymania darmowego mieszkania i posiłków w zamian za pomoc w pracach różnych i przeróżnych. My wybraliśmy ofertę małej rodzinnej pizzerii i winnicy prowadzonej od 30 lat.

Kilka godzin pracy dziennie, skuter i auto do dyspozycji, piękne plaże w okolicy i kilka atrakcji jak Cathedral Cove czy Hot Water Beach, darmowe posiłki oraz nocleg wydawały się idyllą dla strudzonych trampingiem „backpackersów” (tak to my:)), przynajmniej tak wyglądało ogłoszenie – jedno z nielicznych, na które otrzymaliśmy pozytywną odpowiedź. Opis na profilu gospodarzy zachęcał a pozytywna odpowiedź na nasze zapytanie wywołała spory entuzjazm. Bez wizy uprawniającej do pracy w Nowej Zelandii bralibyśmy jednak w ciemno każdą okazję:)

Brzmi jak bajka? Zacytuję klasyka: „Najgorzej jak się komuś coś wydaje”… 🙂

Po przyjeździe na miejsce okazało się, że nie ma wolnych dni od pracy, a warunki mieszkalne, no cóż, pozostawiały wiele do życzenia. Może nasz błąd, że nie dopytaliśmy, a może zbudowaliśmy sobie zbyt wygórowane oczekiwania.

Nie przestraszyły nas jednak karaluchy, pająki i wszechobecny bród, postanowiliśmy dać miejscu, a przede wszystkim jego właścicielom szansę wykazania się gościnnością i spróbować dowiedzieć się czegoś o codziennym życiu kiwis. Nierówną walkę z karaluchami i pluskwami postanowiliśmy również potraktować jako rozgrzewkę przed Azją 🙂 Zaniedbaną chatę dla wolontariuszy zamieniliśmy na nasz namiot i zakasaliśmy rękawy…zresztą kto by nie chciał mieć takiego tarasu i widoku wychodząc codziennie rano do pracy… w winnicy 🙂

Nasze mieszkanko na Półwyspie Coromandel

Codzienny widok w drodze do pracy

Naszym zadaniem była szeroko pojęta pomoc w pizzerii i winiarni. Dzień zaczynaliśmy o 10:00 wspólnym śniadaniem, a kończyliśmy o 23 wspólną kolacją. W trakcie dnia, jak tylko pozwalała na to pogoda i było mało klientów, można było się wybrać na okoliczne plaże lub paddle boarding (spróbowaliśmy po raz pierwszy i bardzo polecamy jako alternatywę dla pieszych wycieczek).

W miejscu pracy w sumie spędzaliśmy po 10 godzin na nogach a właściciele?… Ci, jak i samo miejce, pozostali poniżej naszych oczekiwań. Okazali się mało otwarci na ludzi z różnych stron świata jak i na często trafne pomysły owych ludzi, które mogłyby poprawić jakość i komfort pracy wolontariuszy, jak i samych właścicieli. Byli również niechętni do dzielenia się lokalnymi zwyczajami. Ich sposób bycia i prowadzenia biznesu pozostawia wiele do życzenia. Jedyną osobą skorą do dzielenia się swoimi opiniami i troskami był ojciec właściciela i głowa winiarni, niestety nie mieliśmy okazji spędzić z nim zbyt wiele czasu…

Pewnie pomyślicie sobie (my też mieliśmy takie rozterki) , czy warto się tak męczyć? Po co nam to na stare lata? 🙂

Otóż, warto! Mimo, że za główną zaletę Workaway uważaliśmy możliwość poznania lokalsów i ich zwyczajów, w tym konkretnym przypadku dużo więcej wynieśliśmy ze znajomości z naszymi współpracownikami. Wspólnie przyrządzane i spożywane posiłki, długie rozmowy i kilka niezłych imprez pozwoliło zacieśnić więzi. Zakochaliśmy się w chińskiej kuchni Martyndy (dzięki niej po raz pierwszy zapragnęliśmy odwiedzić Chiny..) i w akcencie Marion, która jako Francuzka zazwyczaj nie wymawia „h”, mimo że bardzo się stara.

Gdyby nie Hannah, Julie, Marion, Attie, Martynda, Hellena i wielu innych, z którymi dzieliliśmy miejsce pracy, nie zostalibyśmy w Purangi aż dwanaście dni…takich ludzi ze świecą szukać w hostelach, a nawet jeśli tam są, to ciężko ich wyłowić spośród tabunu turystów pędzących za adrenaliną i kolejnym niesamowitym selfie.

Purangi Winery team

Purangi Winery even better team

Nie zawsze wszystko udaje się w 100% i tak było w tym przypadku, ale nadal będziemy próbować sił w workawayach. Może teraz z trochę mniejszymi oczekiwaniami, dzięki czemu nasza kolejna przygoda nas mile zaskoczy?

 

Share This:

Previous

Za leniwi na Kiwi

Next

Momenty zwane chwilami szczęścia

1 Comment

  1. Houuk

    Nie ma to jak pozytywne nastawienie do życia 🙂 Oby tak dalej – wracajcie i zarażajcie innych swoją pozytywną energią 🙂 PS. Coraz trudniej Was poznać na tych zdjęciach 🙂

Dodaj komentarz

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén