Samo powiedzenie podrzuciła któregoś dnia nasza droga koleżanka Agnieszka, która z kolei zasłyszała je kilkanaście lat wcześniej u kolegi z liceum tudzież kolegi swojej siostry – nieistotne… Stwierdzenie to jednak idealnie wpisało się w same przygotowania do wyjazdu, jak i w codzienne życie. Postanowiliśmy więc nadać mu rangę motto naszej wyprawy i pisać również o zderzeniach naszych wyobrażeń ze światem zewnętrznym…. To mogą być całkiem ciekawe badania, ale najcenniejszy będzie, spodziewam się, efekt końcowy czyli zmiana myślenia i postrzegania ludzi i świata.
Zacznę od tego, że jak wielu innym ludziom, nam również wydawało się, że zorganizowanie kilkumiesięcznego wyjazdu i porzucenie na jakiś czas dotychczasowego życia to zadanie dość karkołomne i wymagające sporego wysiłku, ale…. najtrudniejsze w tym wszystkim jest jednak podjęcie samej decyzji, potem to już tylko kwestia odpowiedniej organizacji i skupienia działań wokół przygotowań (przygotowaniom dedykujemy odrębną kategorię, tam znajdziecie więcej szczegółów).
I poszło całkiem gładko poza ostatnimi kilkoma dniami podwyższonego ciśnienia przed samym wylotem. Wydawało mi się również, że wynajęcie mieszkania i spakowanie wszystkich rzeczy, będzie dużo trudniejsze. Po zamieszczeniu ogłoszenia, mieszkanie wynajęliśmy w ciągu 3 dni, kolejne 3 dni pakowaliśmy, sprzątaliśmy i nosiliśmy kartony z góry na dół – męczące ale raczej nieskomplikowane zadanieJ
A to dopiero początek…. dzisiaj z perspektywy hamaka na tarasie hostelu w Punta de Lobos (okolice Pichilemu w Chile), w którym przeleżałam jakieś 2 godziny czytając lub drzemiąc, wszystko co już za nami wygląda inaczej niż myśleliśmy.
Nie wiem, czy możliwe jest nie budować żądnych oczekiwań co do miejsc które zamierzamy zobaczyć. Zarówno same relacje ludzi, których spotykamy i którzy opowiadają gdzie byli, co widzieli i jakie mają wrażenia jaki i informacje zawarte w Lonely Planet (bo głównie z LP korzystamy planując kolejne tygodnie) są tak samo subiektywne, z tą tylko różnicą, że te w LP są bardziej kompleksowe.
Musimy znaleźć jakiś złoty środek, bo nie potrafimy jeszcze żyć z dnia na dzień, nie planować i nie budować oczekiwań…
Aga
Kochani! W takim razie pozostaje tylko życzyć, aby rzeczywistość przerosła Wasze oczekiwania (w tym pozytywnym oczywiście znaczeniu). Czekamy na kolejne relacje z tej niesamowitej podróży (naprawdę, wielcy jesteście) i koniecznie zdjęcia! Ja chcę zobaczyć Kasię na hamaku w Chile czytającą książkę (nie, żeby widok Kasi czytającej książkę był jakiś rzadki, ale egzotyczna sceneria tej scenki rodzajowej a jakże). Buziole!