W Chile w ogóle nie było rozważań na ten temat, hostele były lepsze lub gorsze, wszędzie pełno Francuzów i Niemców, ale generalnie ok. W Nowej Zelandii wygląda to ciut inaczej…

Jakiś czas temu miała tu miejsce inwazja Chińczyków i ewidentnie trwa do dziś… 🙂 Poza tym Nowa Zelandia to cel podróży młodych Niemców, którzy skończywszy liceum lub studia, ruszają w podróż, bo wszyscy tak robią, a i tak większość z nich nie wiedziałaby, co z życiem zrobić… Tak więc rzesza młodocianych Niemców okupuje Nową Zelandię, a skoro już jeżdżą po świecie, to wydaje im się, że pozjadali rozumy wszelkie i rzucają dobrymi radami na prawo i lewo… Spore uogólnienie, bo zdarza się młoda świadomie podróżująca, interesująca młodzież niemiecka. Takich spotkaliśmy jednak niewielu, częściej poznajemy takich jak my – po 30tce, z bagażem doświadczeń, potrzebujących zmiany lub od lat marzących o długiej podróży – albo jedno i drugie.

Ale wracając do Chińczyków… wykażę się pewnie brakiem zrozumienia dla innej kultury albo po prostu brakiem wiedzy, co leży u podstaw pewnych zachowań owej nacji… wybaczcie. Czasami jednak krew mnie zalewa. Jak Chińczyk gotuje, to burdel w całej kuchni, nie wspominając o woni spalenizny i dymie takim, że widoczność spada do metra:) Jak już Chińczyk ugotuje, zaczyna się etap spożywania a wraz z nim ciamkanie, mlaskanie, siorbanie i bekanie – muzyką dla uszu nazwać tego nie można…

Jak już Chińczyk zje, może zagospodarować czas wolny – spędza go głównie z nosem w smartfonie wśród innych swoich kolegów, spędzających czas w dokładnie ten sam sposób… Jeśli za oknem jest ładny widok, to oczywiście punktem programu jest cykanie fotek przez okno, mimo że wyjście z hostelu znajduje się 3 metry dalej. I weź tu zrozum Chińczyka….

Zauważyliśmy jednak ciekawą zależność – jak w hostelu dużo Chińczyków, to niewiele innych nacji w tym Niemców, jak dużo Niemców, to Chińczyków w ogóle. Chińczycy chyba nie lubią imprezować, w przeciwieństwie do młodych Niemców:)

P.S. Tego się spodziewałam… jakiś czas po opublikowaniu postu w Purangi Winery poznałam Martindę (miała być Matylda – ta z Leona Zawodowca, ale coś nie wyszło:)). Martinda pochodzi z Pekinu, ma 26 lat i od kilku miesięcy podróżuje i pracuje w Nowej Zelandii. Dawno nie poznałam kogoś tak zdeterminowanego w osiąganiu własnych celów. Ponieważ Martinda genialnie gotuje i uwielbia to robić, planuje otworzyć w Pekinie własną restaurację. Głęboko wierzę, że jej się uda! Jednocześnie jest niesamowicie inteligentną, dowcipną młodą dziewczyną, która czasami emanuje dziwnym do opisania smutkiem…. Dziękuję Martindo za spędzony wspólnie czas, długie rozmowy i możliwość skosztowania tylu chińskich wyśmienitych potraw w Twoim wykonaniu! Do zobaczenia w Pekinie!

Share This: