Córka Ojca chrzestnego…

W Puerto Williams przypadkiem lub nie, trafiliśmy do hostelu El Padrinho.

Legendy o atmosferze w hostelu i gościnności właścicielki sięgają daaaaaleko.

Pierwszy raz usłyszeliśmy o El Padrino i Cecili (właścicielce hostelu) w Pichilemu (miasteczko na wybrzeżu w okolicach Santiago), od Anity, która spędziła tam kilak dni ponad rok temu. Radziła jednak , aby poduczyć się hiszpańskiego zanim wybierzemy się do Puerto Williams, gdyż mało kto z lokalsów mówi po angielsku. Jak się później okazało brak znajomości języka nie był przeszkodą żeby zżyć się z Cecilią. Nie mniej jednak na tamten moment Hostal El Padrino był jednym z wielu na stronach Lonely Planet.

Za wiele wskazówek jesteśmy wdzięczni redaktorom LP. Brakuje tam jednak informacji najważniejszej (a może zatrzymują ją dla siebie?!) – gdzie i kto z lokalnych, potrafi ciepło przyjąć gości i skąd będzie żal wyjeżdżać, nie tylko przez piękne widoki, ale głównie przez atmosferę i samych gospodarzy. El Padrino i Cecilia naszym zdaniem stoją na najwyższym stopniu podium tego zaszczytnego rankingu, przynajmniej rankingu stworzonego przez nas.

Nie zrobiliśmy rezerwacji, nasza znajomość hiszpańskiego nie wspięła się na wyżyny przez te kilka tygodni pobytu w Chile, ale Cecilia i tak nas przyjęła z otwartymi ramionami. Staliśmy w progu El Padrino, jeszcze z plecakami na plecach i próbowaliśmy się dowiedzieć od zastanych lokatorów (bo drzwi do hotelu są zawsze otwarte i nigdy nie są zamknięte na klucz), czy w ogóle będzie dla nas miejsce…

Wtedy weszła do hostelu Ona. Nie zważając na jakiekolwiek pytania i gesty zaskoczenia, uściskała nas i poczęstowała kawą oraz chlebem z masłem i słynnym Manjarem. Natmiast odpowiedzią na pytanie, czy znajdzie się dla nas wolne łóżko, było słynne „relaaaasss” (relaks w tłumaczeniu na angielski 🙂 ) i tak staliśmy się szczęśliwymi lokatorami El Padrino, który od tamtego momentu mogliśmy nazywać swoim drugim domem.

My z Cecilia

My z Cecilia

Cecilia okazała się gospodarzem godnym słynnej „polskiej gościnności”. I nie jest to tylko zaletą codziennych wspólnych kolacji i dostarczania nam lokalnych smakołyków takich jak świeży krab królewski – mniaaaam.

Hostel jest prowadzony nazwałbym to na zasadach „open house”. Bez specjalnych ustaleń ani instrukcji po chwili każdy nowy lokator wie, że trzeba się wspólnie troszczyć o ogień w piecu, o kuchnię i ogólny porządek. Każdy sam z siebie zaczyna chcieć być częścią porządku domowego i oferuje swoje usługi (co kto potrafi – od rąbania drewna po gotowanie posiłków). Dzięki temu udało nam się zjeść king craba w święto dziękczynienia nie tylko z lokatorami, ale również z parą Amerykanów zaproszonych z ulicy na kolację.

Nie wiem jak Cecylia to robi, ale zawsze pojawiała się w domu w newralgicznych momentach – kiedy trzeba podjąć decyzję odnośnie obiadu albo ulokować nowego gościa. Nikt nie musiał do niej dzwonić ani po nią chodzić – trzeba to chyba nazwać intuicją. A jak już się pojawiała, to było jej wszędzie pełno i zawsze z uśmiechem na ustach. Znała każdego z imienia, wiedziała czego i na kiedy kto potrzebuje. Ostatnia rzecz, o której mówi Cecilia to pieniądze i w związku z tym o mało co zapomnieliśmy jej zapłacić 🙂

Zastanawiam się, czy mieliśmy tyle szczęścia, że trafiliśmy do El Padrino akurat w tygodniu, w którym Cecylia zabrała wszystkich gości hostelu na barbecue na swoją „działkę” (wioząc wszystkich 40 minut własnym samochodem), czy może po prostu traktuje tak wszystkich swoich gości? Chciałbym myśleć, że jesteśmy tacy wyjątkowi ale jednocześnie jestem przekonany, że to drugie jest prawdą, i każdy kto pomieszka w El Padrino wyjedzie z żalem i poczuciem bycia wyjątkowym gościem, którego Cecylia na pewno zapamięta (a pamięta wszystkich z imienia mimo, że hostel prowadzi już od 9 lat).

Dziękujemy Cecylia – relaaaaasssssssssss…Come on Chileway…

Cecilia Mancilla (l. 46 – urodzona 22 listopada), żona, matka 4 córek, kobieta pełna ciepła, poczucia humoru, empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka. Nikogo nie zostawi w potrzebie. Taka kobita, z którą konie można kraść.

Nazwa hostelu nadana została na cześć ojca Cecilli, który po kilkunastu latach mieszkania w Puerto Williams stał się przysłowiowym Ojcem chrzestnym czyli właśnie El Padrino. Zmarł 12 lat temu.

Share This: