Człowiek Orkiestra dosłownie i w przenośni…

Gra na gitarze, ustnej harmonijce, nogą wystukuje rytm ręcznie skonstruowanym tamburynem (wczepionym między stopę a podeszwę sandała) a do tego jeszcze śpiewa w kilku językach – wliczając Suahili 🙂 Do tego wszystkiego baaaaardzo aktywnie jeździ na rowerze…

Można by pomyśleć, że dużo jest takich ludzi. Jednak nie wielu z nich robi to wszystko jednocześnie a jeszcze mniej ludzi robi to podczas trwającej już 10 lat podróży dookoła Świata na rowerze (podróż nadal trwa!).

Tak, tak – Rafał Kitowski już od 10 lat przemierza Świat na rowerze (z nielicznymi przerwami spowodowanymi wypadkami losowymi). Był już w Europie, Afryce i na bliskim wschodzie. Teraz już drugi rok jedzie przez Amerykę Południową.

My spotkaliśmy Rafała przypadkiem na Plaza de Armas w Santiago. Usłyszeliśmy, że ktoś gra na harmonijce (otoczony tłumem). Chcieliśmy się przyjrzeć…

I siedział tam, na składanym stołeczku otoczony: rowerem, instrumentami i bardzo liczną ciekawską chilijską publicznością. W przerwach między piosenkami Chilijczycy zadawali mu ogrom pytań, na które Rafał odpowiadał życzliwie po hiszpańsku (języka nauczył się sam podczas podróży i na ulicach – również podczas spotkań ze służbami porządkowymi 🙂 ).

Rafał na Plaza de Armas (Santiago)

Rafał na Plaza de Armas (Santiago)

Rafał jedzie dookoła Świata, śpi głównie pod namiotem, przemieszcza się rowerem z całym swoim dobytkiem i zarabia na życie grą i śpiewaniem…

Jak się zaczęła i czym była spowodowana jego podróż, możecie się dowiedzieć z jego obszernych relacji na stronie www.rafalkitowski.pl.

Mi osobiście (po wspólnie spędzonym wieczorze i miłej rozmowie na ławce w parku w centrum Santiago), utkwiła historia jego poważnego wypadku w Kenii – powrotu do zdrowia i podróżowania. Rafał został potrącony przez ciężarówkę, przeżył pobyt w kenijskim szpitalu i rehabilitację w Polsce. Miał zdruzgotaną czaszkę i poważne uszkodzenia kręgosłupa.

Prawdziwego podróżnika chyba nic nie powstrzyma. Żadna choroba ani wypadek. Udowadniali to już wielcy podróżnicy i zdobywcy znani z ekranów telewizorów lub książek (chociażby Martyna Wojciechowska po złamaniu kręgosłupa). Jednak po raz pierwszy słyszałem podobną historię od osoby takiej jak ja, jak każdy z nas (no, może o 6 lat starszego wiekiem i o 10 lat bardziej doświadczonego podróżowaniem 😉 ).

Jego motto to „Hakuna Matata”. Tymi słowami często kończy swoje opowieści…i z tymi słowami rozstaliśmy się wieczorem na placu De Armas.

Rafał wsiadł na rower i ruszył dalej grać i śpiewać a my na autobus aby kontynuować swoją przygodę 🙂

Szerokiej drogi Rafał i „Hakuna Matata”!

Share This: