W Singapurze spędziliśmy jeden pełny dzień i jeden niezapomniany wieczór w ogrodach Gardens by the Bay.
Czy po tak krótkiej wizycie można polecić jakieś miasto?
W Singapurze spędziliśmy jeden pełny dzień i jeden niezapomniany wieczór w ogrodach Gardens by the Bay.
Czy po tak krótkiej wizycie można polecić jakieś miasto?
Po ponownym przeczytaniu wpisu o chwilach szczęścia zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo czasami ulotne są te momenty i jak niewiele trzeba, żeby w ich miejsce pojawiło się rozżalenie i złość… przyczyną takiego stanu ducha są najczęściej ludzie, o innych potrzebach i pojmowaniu świata niż Twoje własne, a z którymi musimy dzielić przestrzeń podróżując.
Każdego z nas (mam taką nadzieję) chociaż kilka razy w życiu uderzyła świadomość bycia w odpowiednim miejscu i czasie oraz słuszności podjętych wcześniej decyzji, które nas do tego miejsca w tym właśnie czasie doprowadziły. Są to takie momenty, które chce się zapamiętać, zapisać na kilku twardych dyskach i móc do nich wrócić po ciężkim dniu.
Podróżowanie z niskim budżetem wiąże się z koniecznością połączenia przyjemności z nieustannym oszczędzaniem środków na dalszą trasę.
Po dwóch miesiącach tułania się po szlakach i polach namiotowych Nowej Zelandii przyszła pora na podreperowanie budżetu i nadrobienie zaległości na blogu.
Poznawanie Nowej Zelandii zaczęliśmy od Stewart Island – wyspy gdzie jeszcze można zobaczyć kiwi (ptaki dla ścisłości, bo mieszkańcy Nowej Zelandii też nazywani są Kiwi:)) w ich naturalnym środowisku. Na wyspie, gdzie liczba kiwi kilkukrotnie przekracza liczbę mieszkańców, nie jest to trudne, trzeba jednak włożyć w to niepewne spotkanie trochę wysiłku.
Czy kultura maoryska jest w Nowej Zelandii nadal wyczuwalna?
Chyba już niewiele krajów na Świecie oferuje możliwość obcowania z potomkami rdzennej ludności tak niedawno skolonizowanej jak Maorysi. Jeszcze 200 lat temu po wyspach Nowej Zelandii biegali boso, łowili ryby w nieskazitelnie czystych rzekach i zbierali owoce w lasach
Podróżując do i po Nowej Zelandii należy się liczyć z częstym kontrolami czystości sprzętu do trampingu jak buty czy namiot. Nie wiem, jak sprawa ma się z kamperami, ale domyślam się, że też muszą przestrzegać zasad tzw. „higieny środowiskowej”.
Niezdobyte Dientes de Navarino… podejmując decyzję o locie do Puerto Wiliams, nawet do głowy nam nie przyszło, żeby porywać się na Dientes. Lonely Planet wyraźnie pisze, że na ten szlak tylko z przewodnikiem, a oczywistym było, że nasz budżet przewodników nie przewiduje. „No nic to, połazimy po mieście i okolicach” i z tą myślą wsiedliśmy do samolotu.
Park Narodowy Torres del Paine jest jedną z największych atrakcji turystycznych Chile i ściąga co roku ok miliona turystów. Przestraszeni owymi statystykami postanowiliśmy powędrować szlakami parku jeszcze przed szczytem sezonu –
Po dość długiej (w sumie chyba tygodniowej) podróży przez Bariloche dotarliśmy w końcu do El Chalten – małego miasteczka w Argentynie, z którego można się wypuścić na kilka dni trekkingu. Dwa razy nie trzeba nam było powtarzać.
Powered by WordPress & Theme by Anders Norén