…na pewno nie białe i mroźne, takich nawet w Polsce nie można było się spodziewać. Podobno u Was tuż przed zimą przyszła wiosna:) Na pewno nie pachnące tymi wszystkimi pysznościami, które co roku kuszą nas w domu. Na pewno nie pachnące choinką, bo dekoracje tu na palcach jednej ręki można było policzyć i na pewno nie pełne prezentów, bo budżet ograniczony 🙂 (w prezencie zafundowaliśmy sobie nowe szczoteczki do zębów i po bilecie na Star Wars).

Ale zameldowaliśmy się w jednym z najmniejszych hosteli w mieście, żeby było przytulnie, klimatycznie i bliżej do ludzi. Nieśmiało tak napomknęłam nawet, że jak będą fajni ludzie w hostelu, to może każdy coś od siebie upichci i będzie cudnie międzynarodowo świątecznie. Zapomniałam jednak, iż zwyczaj obchodzenia wigilii nie jest zbyt powszechny i troszkę przesadziłam z tym „międzynarodowo” – ¾ naszych współ to Niemcy (jak wszędzie w NZ), a pozostałe towarzystwo w ogóle nie obchodziło Bożego Narodzenia, bo zjechało z Chin…

Tak więc skroiłyśmy z Izą wspomnianą już sałatkę, usmażyłyśmy rybkę i we trójkę zasiedliśmy do wigilijnego stołu….

6 z 9 potraw wigilijnych w Te Anau

Było mało uroczyście bo w dresach:), ale smacznie i razem. I właściwie po zjedzeniu kolacji nasze Święta przeszły do historii. Poproszono nas bowiem o opuszczenie lokalu 25-ego rano do 10:00, mimo że autobus dalej mieliśmy dopiero popołudniu. Żadnej litości, nawet w Boże Narodzenie 🙂 Z łezką w oku wspomnieliśmy z Łukim El Padrino i Cecilię, dla której drugi człowiek jest ważniejszy niż jakiekolwiek zasady i porządek, które przecież sama stworzyła. Tak więc pierwszy dzień Świąt przyszło nam spędzić na trawce nad jeziorem. Nie żebyśmy narzekali, bo było cudownie ciepło i przyjemnie, ale po prostu inaczej zaplanowaliśmy sobie tamten dzień. Zdałam sobie jednak sprawę, że od jakiegoś czasu łatwiej mi godzić się z takimi małymi rozczarowaniami…

A jednak udało mi się zakończyć optymistycznie 🙂

Share This: